Moi Kochani!
Jezus jak słyszeliśmy jest bardzo dobrym pedagogiem. Rozpoczynając publiczną działalność, miał świadomość, że aby dzieło królestwa Bożego rozszerzało się, są potrzebni ludzie uczniowie, którzy to dzieło i orędzie poniosą je dalej. Dlatego też wybiera i przygotowuje sobie uczniów.
Jezus ma też świadomość, że Jego pobyt tutaj na ziemi, nie będzie długi. Stąd też zapowiedź, której wówczas uczniowie jeszcze nie rozumieją. Zapowiedź skierowania prośby do swojego Ojca o wsparcie, którym okaże się Duch św., Pocieszyciel, który działa i prowadzi Kościół do dnia dzisiejszego. Jak nam podpowiada dzisiejszy fragment Ewangelii, Jezus czyni pewną sugestię, w której jest zawarty warunek, a jednocześnie istota chrześcijaństwa: Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać Moje przykazania. Istotą chrześcijaństwa jest więc miłość do Chrystusa, która w sposób naturalny obliguje człowieka do życia zgodnego z Jego słowem i zgodnego z Jego nauką.
Dlaczego zatem dostrzegamy jakby przeciwieństwo tego stwierdzenia? Powody, wydaje się, mogą być dwa. Powód pierwszy: Jest część ludzi, która odrzuca naukę Chrystusa, a co za tym idzie, trudno mówić tu o miłości. Podobnie jak było za czasów ziemskiego życia Jezusa, kiedy to niektórym nie podobała się Jego nauka i razem z nią odrzucali samego Jezusa. Powód drugi: Człowiek do miłości Jezusa musi pokonać i przejść pewna drogę, w którą wpisuje się – dojrzewanie do tej miłości.
To dojrzewanie często jest naznaczone konkretnym doświadczeniem życiowym i wówczas człowiek uświadamia sobie, o co tak naprawdę chodzi. bo Jezus domaga się od nas czegoś więcej.
Wyraża to w dwóch największych przykazaniach Miłości, które dobrze znamy co do Boga i do bliźniego: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem.
To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego:
Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”
Są one czymś więcej niż tylko prawem, które należy zachowywać.
Są one stylem życia. Jest to życie, w którym chrześcijanin na pierwszym miejscu stawia Boga i mimo wszystko Jemu się podporządkowuje. Spotykamy takich ludzi: myślę, że znana jest nam wszystkim aktorka Irena Kwiatkowska, która była takim człowiekiem. Jak i wielu innych.
Ona na pierwszym miejscu stawiała Boga. Była człowiekiem modlitwy. Mawiała, że wszystko co ma to jest – łaską od Boga. Jemu zawdzięczała wszystko, szczególnie talent, którym została obdarowana.
Dlatego zawsze nad nim pracowała, pielęgnowała go i pomnażała. Za każdą udaną rolę dziękowała Bogu, a za każdą, która się nie powiodła, przepraszała. Na drugim miejscu w jej życiu był człowiek. Zwracała zawsze uwagę na człowieka. Swoich młodszych kolegów wprowadzała w tajemnicę aktorstwa, w którym ceniła etos zawodowy.
Przed spektaklem często rozmawiała z młodymi aktorami próbując w nich tchnąć poczucie wielkości i wagi tego zawodu oraz prawdy, która musi funkcjonować w tym zawodzie.
Nie byli jej obojętni również ludzie ubodzy. Większość swojego wynagrodzenia oddawała ludziom potrzebującym. Dzieliła się z tym co posiadała. Pani Irena żyła zgodnie z Ewangelią.
Do tej mentalności myślę trzeba nam zmierzać się w naszym życiu. W tej wędrówce nie jesteśmy sami. Jezus nie zostawił nas sierotami. Jezus nadal każdego z nas do miłości względem siebie prowadzi i wychowuje. Dlatego prosił Ojca o Pocieszyciela Ducha Prawdy, aby On to dzieło kontynuował dziś we współczesnym świecie. Potrzeba nam tylko jednego: pozwolić prowadzić się Jezusowi. Amen.